Ostatnia czarownica w Polsce - Krystyna Ceynowa z Chałup
XIX stulecie - niby rozkwit romantyzmu, epoki przemysłowej i nauki, a prosty lud nadal święcie wierzył w średniowieczne zabobony jak w prawdę objawioną. Chałupy, funkcjonujące wtedy pod nazwą Ceynowo, niechlubnie wyróżniły się aktem wyjątkowo skrajnej ciemnoty - samosądem na “czarownicy”, jednym z ostatnich jakie miały miejsce na ziemiach polskich i w całej Europie. Najważniejszy akt dramatu rozegrał się dokładnie 4 sierpnia 1836 roku, choć cała historia z oskarżeniami o złowróżbne praktyki zaczęła się znacznie wcześniej.
Otóż A.D. 1836 do osady rybackiej na krańcu mierzei przybył Stanisław Kamiński - szelma jakich mało, wyłudzający od biedaków ostatni grosz w zamian za rzekome uleczenie dokuczliwych chorób. Władze pruskie wielokrotnie karały go za nielegalne znachorstwo, ale Kamiński powracał do swojego procederu. Do Chałup sprowadziła go żona niejakiego Jana Kąkola, rybaka od lat cierpiącego na puchlinę wodną. Kiedy znachor - wypuszczony z więzienia ledwie parę tygodni wcześniej - orzekł, iż nie jest w stanie nic zrobić z powodu uroku rzuconego na Kąkola przez czarownicę, mieszkańcy już doskonale wiedzieli kto był wszystkiemu winien.
Krystyna Ceynowa była 51-letnią, wdową po rybaku, trudniła się wyrobem i naprawianiem sieci niezbędnych do połowu. Miała piątkę dzieci, w tym dwie dorosłe już córki. Wśród sąsiadów miała najpewniej fatalną opinię, w trakcie rozmaitych swarów miała nie szczędzić swoim oponentom wyzwisk i przekleństw. A miejscowi lubili sobie tłumaczyć wszelkie nieszczęścia, które ich spotkały, klątwą rzuconą przez złośliwą babę. I jak twierdzili później, Ceynowa nie chodziła do kościoła, a na jej chacie chętnie i często siadywały wrony - to przecież niepodważalne dowody na konszachty z siłami nieczystymi.
Kamiński polecił siłą przywlec wiedźmę do checzy Kąkolów, by tam przemocą zmusić ją do odczynienia złego czaru. Rybacy ochoczo i gorliwie przystąpili do wykonania zadania. Bita i maltretowana Ceynowa przyznała się do wszystkiego, obiecując uzdrowić słabującego rybaka. Podobno, dla jej własnego bezpieczeństwa, kobiecie zabroniono opuszczać chatę chorego. Sołtys wystawił straże, a sam Kamiński miał “wykazać się odwagą” i całą noc spać z Ceynową w jednym łóżku.
Rankiem oczywiście stan Kąkola nie zmienił się ani ociupinkę. Tłum pewnie zlinczowałby nielubianą wdowę na miejscu, lecz samozwańczy znachor oświadczył iż trzeba przeprowadzić próbę wody. Zasada była prosta i znana od wieków: jeśli oskarżona o czary - wcześniej odpowiednio ciasno związana - po wrzuceniu na głębię utrzymywała się na powierzchni, był to widomy znak działania diabelskich sił. Jeśli tonęła, była niewinna. A gdyby nieszczęsna miała się utopić, to trudno - widać taka była Wola Boża.
Jak ostatnie pławienie czarownicy wyglądało w Chałupach? Pomimo całkiem cierpliwego oczekiwania, kobieta nie szła na dno. Wszystkiemu najprawdopodobniej były winne obszerne, wielowarstwowe spódnice, co na pełnym morzu dało efekt kamizelki ratunkowej. Tyle że dla Krystyny Ceynowy oznaczał to wyrok śmierci. Mieszkańcy zatłukli ją wiosłami, a po przywleczeniu na plażę - dla pewności - Stanisław Kamiński zadał kilka ciosów nożem.
Po kilku dniach w Chałupach zjawili się wysocy przedstawiciele władz, najpewniej zawiadomieni przez krewnych domniemanej czarownicy. Aresztowano znachora i 9-10 najbardziej zaangażowanych w “sąd” mężczyzn, wszystkich skazano na wieloletnie więzienie. Karę w wysokości 600 talarów musiał w państwowej kasie uiścić właściciel wsi, którym był Gustaw von Below rezydujący w Rzucewie. Prusy wykorzystały całą sytuację, by przedstawić Kaszubów jako ciemnych, prymitywnych tępaków, co miało być “zasługą” słabiutkiej polskiej oświaty przed zaborami (Polacy odpowiadali zarzutami o zaniedbanie Pomorza przez nowych gospodarzy). Tak czy inaczej, von Below postanowił natychmiast wybudować w Chałupach szkołę powszechną.
Mord na Krystynie Ceynowie i uwięzienie głównych sprawców bynajmniej nie były zakończeniem sprawy sił nieczystych w samej wsi. Dosłownie dzień po wyprowadzeniu Kamińskiego i innych w kajdanach, mieszkańcy Chałup usłyszeli, iż jedna z kur zaczęła piać niczym kogut. Uznali to za znak, że diabeł opętał teraz to zwierzę i jeśli nic nie zrobią, to śmierć wkrótce przyjdzie po właścicieli pechowego kurnika. Bez zbędnych ceregieli kurę powieszono do góry szponami na drzewie. Obecni przy egzekucji przysięgali, że widzieli jak z feralnego ptaka wyskoczył czart i uciekł do lasu.
Cała ta tragiczna historia z czarownicą z Chałup stała się też silną inspiracją literacką. Wystarczy sięgnąć po wydany w 1922 r. “Wiatr od morza” Stefana Żeromskiego albo “Sprawę gminy Ceynowa” Wandy Brzeskiej, która na półki księgarń trafiła w 1938 r.